Układałam sobie plan tego spotkania od tygodni, planowałam od miesięcy, a masuję i prowadzę warsztaty już kilka lat. Coś z tego musiało powstać!
Chciałabym, abyście spojrzały, drogie osoby, na swoje twarze z większą łagodnością, akceptacją, może nawet zachwytem. Nie tylko przez pryzmat niedoskonałości i prób ich zniwelowania, czy zamaskowania, ale ze szczerym zaciekawieniem.
Bo wnikliwego obserwatora nie oszukasz, na twarzy wymaluje się wszystko. Brak snu, zmęczenie, emocje, postawa, określony ruch lub jego deficyt, to, co jesz, jak oddychasz – prawie wszystko widać gołym okiem!
Szukanie połączeń z twarzą
W czasie naszego spotkania spojrzymy sobie w twarze i poszukamy połączeń ze stopami, z brzuchem, barkami, przebytymi urazami, bliznami.
Twarz umieścimy w centrum i utworzymy z niej wierzchołek góry, na którą będziemy się wspinać różnymi drogami. Z południa na północ, ze wschodu na zachód, okrążymy ją z każdej strony, zrobimy kilka podejść. Tak, by każda z Was nauczyła się wydeptywać swoją ścieżkę i znalazła najlepsze połączenie.
Będziemy pracować globalnie – od stóp po czubek głowy – bo twarz nie funkcjonuje w oderwaniu od reszty ciała, jest jego integralną częścią.
Czy dostosowujesz praktykę jogi do poziomu swojej energii, nastroju, dnia i co to właściwie oznacza – robić coś w zgodzie ze sobą?
Joga, niezależnie od tego w jakim stylu praktykujesz, jest przede wszystkim o 𝐮𝐰𝐚𝐳̇𝐧𝐨𝐬́𝐜𝐢. Uważnym przyglądaniu się temu, co dzieje się wewnątrz, uważnym oddychaniu, stawianiu kroków na macie. Uczymy się czuć siebie poprzez ciało, dostrzegamy subtelności wynikające z obserwacji siebie w przestrzeni z innymi, szukamy balansu pomiędzy napięciem i rozluźnieniem – tak w wielkim skrócie.
Może się wtedy okazać, że potrzebuję wyspać się, ugotować ciepły posiłek, by mieć w ogóle siłę na jakikolwiek ruch. Może wystarczy 15min łagodnego przeciągania, spokojnego oddechu lub drzemki.
Bez naładowanych baterii, dobrego paliwa, czy regeneracji daleko nie zajedziemy.
A jeśli decydujesz się na ruch – jogę, czy inną aktywność, sprawdzaj w trakcie – jak się czujesz. Czy nie forsujesz się za bardzo, czy w trakcie wykonywania ćwiczeń możesz swobodnie oddychać, czy nie przekraczasz granicy bólu?
Zawsze możesz zrobić przerwę na złapanie oddechu, uspokojenie łomotu serca. Poza tym baw się ruchem, ciesz się małymi krokami, delektuj się każdym oddechem.
Z radością i lekkością, na przekór aurze za oknem.
Zatęskniłam za Kyudo, za Japonią. Za tym rodzajem harmonii, piękna i spokoju, którym emanuje ten kawałek rzeczywistości.
26-29 maja, w Winnicy k. Kazimierza Dolnego, współtworzymy warsztat MONOMI. Razem z Witoldem Rychłowskim będziemy zarażać spokojem i uważnym podejściem do siebie i świata. Tak – będziemy czerpać inspiracje m.in. z Kyudo – japońskiego łucznictwa.
Monomi (物見) to zwrot, który ma dla nas szczególne znaczenie. Słownik podpowiada, że z japońskiego – to rodzaj obserwacji, szczególnego sposobu przyglądania się sobie i światu. Praktyka „monomi” to przyglądanie się temu, co ważne. To okazja do poznania, przećwiczenia i doświadczenia japońskiego łucznictwa, jogi, medytacji, ćwiczeń wspierających budowanie świadomości ciała.
Poruszę kilka wątków, które dotyczą praktyki Kyudo, i które będziemy rozwijać w trakcie warsztatów.
Uważność – można praktykować gdziekolwiek, wykonując jakąkolwiek czynność, czy bezczynność. Nie potrzeba do tego maty, poduszki, kadzidła, dzwonków, gongów, stroju. Bycie uważnym to stan, praktyka, której można się nauczyć. Jeśli się chce. Kyudo może być narzędziem, podobnie jak joga, czesanie mchu, czy słuchanie rosnącej trawy.
Zen w sztuce łucznictwa – to jednocześnie tytuł książki, którą napisał pan Herrigel oraz częste (niekoniecznie trafne) określenie tego, czym jest Kyudo. Nie mniej jednak, książka przyczyniła się w dużej mierze do popularyzacji japońskiego łucznictwa w Europie. W czeluściach internetu można spotkać wiele jej recenzji, które nadmiernie spłycają istotę zagadnienia, lub wynikają z nieznajomości tematu. Np. taką: „Książka krótka, bo nie ma potrzeby rozpisywać się o tym co tkwi pomiędzy cięciwą, a łukiem lub o tym, że celując w odległy cel, celuję w siebie.”
Kyudo trzeba pokochać, inaczej nic z tego nie będzie.
Oddech – poruszamy się w rytmie oddechu, porozumiewamy się długością oddechu, oddechem mierzymy tempo, długość kroków, napięcie cięciwy. Oddech wspiera sylwetkę, poprawia koncentrację, pomaga uspokoić skołatane nerwy. Poza tym oddech reguluje każdy mikro-ruch, głębokość ukłonu i długość kai (taka faza bezruchu, która słabo mi wychodzi). Bez oddechu nie ma Kyudo. Bez oddechu jest bez sensu.
Cierpliwość – trzeba ją mieć, by zacząć ćwiczyć i można ją wypracować w trakcie praktyki. Pierwsze nie wyklucza drugiego i oba te podejścia wzajemnie się wspierają. Na pewno przyda się każda jej ilość i jeszcze więcej.
Emocje – jest ich ogrom, od euforii podczas trafiania, po frustrację, gdy kolejny raz coś się nie udaje, mimo wielu tygodni lub miesięcy pracy. Kyudo wciąga, uzależnia i potrafi przemielić przez maszynkę oczekiwań, rozczarowań, niepowodzeń, zachwytów, ulotności, piękna i gracji ruchów. Praktycy Kyudo stają się mistrzami w pracy z emocjami – sztukę porozumiewania się bez słów opanowują do perfekcji. Niezależnie od celności trafienia – zachowują twarz pokerzysty.
Stres – narażamy się stale, dobrowolnie i skutecznie. Podczas każdego treningu wychodzimy „na scenę” Kyudojo. Odsłaniamy najczulsze punkty, poddajemy się ocenie, ćwiczymy niepowodzenia, by w chwili, kiedy wydarzy się niespodziewane, być gotowym na wszystko. Podczas codziennego treningu staramy się tak, jak w czasie egzaminu, by na egzamin pójść wyluzowanym, jak na zwykły trening. Świadomie i celowo zwiększamy tolerancję na sytuacje, na które nie mamy wpływu.
Imperium gestów – każdy ruch, oddech, zatrzymanie, krok, ba! – nawet mrugnięcie powieką ma znaczenie. Świadomość ciała, siebie w przestrzeni, siebie w ruchu, z ludźmi, sprzętem, z łukiem, bez łuku, wewnątrz i na zewnątrz. Uczymy się gospodarować swoją energią, swoimi zasobami, by wykorzystać je jak najlepiej w sytuacji, która wymaga od nas zaangażowania lub odpuszczenia. Bez zbędnych ruchów.
Współpraca – Kyudo to praca zespołowa. Samodzielnie doskonalisz technikę, opanowujesz nieskomplikowane (w teorii) ruchy, po to by wystąpić razem ze swoim tachi (grupa 5 osób podczas ceremonii strzelania). Doskonalisz siebie, by móc zabłysnąć razem. Grupa jest ważna, razem możemy więcej, piękniej i skuteczniej.
To tylko część tego, co można rozwijać w nieskończoność, odświeżać, dodawać, eksplorować. Po więcej zapraszamy na autorski warsztat, w czasie którego będziemy praktykować uważnie (niekoniecznie poważnie) to, czego uczymy na co dzień – odzyskiwania równowagi.
W sprzyjających warunkach, w doskonałym towarzystwie, pod kierunkiem doświadczonych instruktorów dowiesz się jak tę równowagę, pomimo często niesprzyjających warunków, uzyskiwali, kultywowali i utrzymywali ludzie różnych kultur i różnych epok.
Luty to miesiąc świadomości SHIATSU #ShiatsuAwarnessMonth
Przynajmniej gdzieś w świecie, bo u nas to nadal mało znana i popularna metoda pracy z ciałem. I stawiam sobie za cel na ten miesiąc – przybliżać Wam ten piękny masaż.
Shiatsu to japońska wersja masażu, która na przestrzeni wieków ewoluowała z tradycyjnego masażu „anma”. Masaż, obok akupunktury i ziołolecznictwa, był integralną częścią, Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, którą sprowadzono do Japonii ok VI w. Japończycy opracowali i udoskonalili wiele jej metod, szczególnie manualne techniki leczenia i diagnostyki, m.in. masaż brzucha, który obecnie wykorzystywany jest w Shiatsu.
Na Zachodzie masaż stał się popularny dzięki mistrzom, którzy zaczęli podróżować i nauczać Shiatsu poza Japonią. Każdy z nich rozwinął własny styl pracy. Jedni z najbardziej znanych to Tokojiro Namikoshi i Shizuto Masunaga, którzy założyli swoje szkoły, przyczyniając się tym samym do ustanowienia Shiatsu jako terapii.
Masaż ten został oficjalnie uznany za terapię przez rząd japoński w 1964r.
Dziś ta metoda nadal się rozwija, czerpie z różnych źródeł – zachodniej fizjoterapii, osteopatii, aktualnej wiedzy o człowieku. Niektórzy terapeuci skupiają się na pracy z ciałem, punktach akupresurowych, podążaniem za meridianami i płynącej w nich Qi (jap. Ki – energii witalnej), tak aby wpływać na zdrowi. Niezmiennie – celem jest przywracanie równowagi i wspieranie organizmu w samoleczeniu.
W naszej zabieganej codzienności trudno nam znaleźć czas na zatroszczenie się o siebie. Masaż może być pierwszym krokiem do skontaktowania się z potrzebami naszej ciałości.
Zapraszam serdecznie na regularne masaże w Warszawie oraz warsztaty, podczas których łączę jogę z technikami automasażu opartego na shiatsu.
Mniej piszesz ostatnio – usłyszałam w rozmowie z przyjaciółką.
To prawda i mam wrażenie, że moja kreatywność i czas na swobodne przemyślenia zmniejsza się proporcjonalnie do ilości zmartwień, presji, nadmiaru tematów do ogarnięcia, niemocy, frustracji, wypalenia. To jest bardzo trudny dla mnie czas, a kreacja potrzebuje przestrzeni, którą teraz wypełnia coś innego.
Uwalniam się od myśli o zostaniu twórczynią internetową, czy raczej zwalniam się z „tworzenia contentu”, by za chwilę wpadać w otchłań porównań, ocen i dokopywania sobie. Bo przecież nie mogę tu nie być.
Kto tak nie ma, przynajmniej raz na jakiś czas?
Moja praca polega na byciu z ludźmi, na obecności i towarzyszeniu w rzeczywistości. Lubię to, co robię – bycie z Wami, obserwowanie zmian, wspieranie w codzienności, przynoszenie ulgi zmęczonym ciałom, ale nie wszystkie aspekty tej pracy są fajne.
Odwoływanie zajęć, zmiany planów, niepewność i nieprzewidywalność, przepadające zaliczki, ogarnianie dynamicznego kalendarza. Te wszystkie drobiazgi – pojedyncze i nieliczne są do udźwignięcia, do ogarnięcia, ale w czasie pandemii urastają do entej potęgi.
Hybrydowe funkcjonowanie pomiędzy online / offline bywa wyczerpujące. Tak mam. I wcale nie pomaga mi joga, uważność, medytacja, ani ceremonialne kakao.
Teksty w stylu „fajnie masz – robisz to, co lubisz”, „co to za praca, takie tam wygibasy”, „rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia / pieniądze przyjdą same” – pomijam wymownym milczeniem.
Wszyscy uczymy się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Nie wszystkim się udaje, nie wszyscy nadążają, nie wszyscy mogą.
A dlaczego o tym piszę, zamiast pisać posty o tym jak oderwać się od rzeczywistości w pięciu krokach? Pandemia bardzo przyczyniła się do wzrostu popularności jogi, uważności, duchowości i powstaje wokół tych zagadnień mnóstwo naciąganych treści sugerujących, że stosowanie tychże uwolni od wszelkich trosk i zmartwień.
Moim skromnym zdaniem nie ma takiego uniwersalnego panaceum, a każde wsparcie powinno być dobierane indywidualnie. Także w rozmowach, które prowadzę ostatnio pojawia się tęsknota za prawdą, za osadzeniem w rzeczywistości. Bo na dłuższą metę powierzchowne relacje, ulotne treści, odrealnione obrazki, wcale nie sprawiają, że jest nam lepiej. Mam wrażenie, że najbardziej potrzebujemy obecności – czyjegoś realnego wsparcia, umiejętności sięgania po pomoc i mówienia o rzeczach trudnych.
Po raz pierwszy zetknęłam się z shiatsu dzięki jodze. Usłyszałam o tej metodzie masażu podczas spotkania organizowanego przez jedną ze szkół jogi. Minęło jednak kilka lat zanim poddałam się zabiegowi i doświadczyłam jego szczególnego działania. Chwilę później, równolegle z jogą, zaczęłam praktykować kyudo – japońskie łucznictwo i zastanawiałam się jak pogodzić te dwie, pozornie różne aktywności. Szukałam tego, co jest podobne, stopniowo odkrywałam więcej punktów wspólnych – koncentrację na ruchu, budowanie pozycji, pracę z oddechem.
Coraz bardziej interesowała mnie taka forma pracy, która uwzględniałaby kompleksowe dbanie o siebie, rozwój, ale na bardziej subtelnym poziomie. Brakowało mi elementu, który spajałby moje zainteresowania, wróciłam do poszukiwań i tak ponownie odkryłam shiatsu. Tym razem podeszłam do tematu poważnie i zdecydowałam się na rozpoczęcie nauki w The European Shiatsu School, która jako jedyna prowadzi profesjonalne szkolenia w Polsce. Zachwyciło mnie wszystko, ale największą inspiracją pozostaje mój nauczyciel Peter Woodcraft, który z niezwykłą lekkością, cierpliwością i pełnym profesjonalizmem dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem. Dodatkową motywacją jest sama praca z shiatsu – to działa w obie strony – czerpię korzyści zarówno jako dawca, jak i odbiorca masażu.
Czym jest i jak działa Zen Shiatsu?
Zen Shiatsu to technika masażu wywodząca się z Japonii. Dosłowne tłumaczenie nazwy to „ucisk kciuków”. Twórcą tego stylu masażu jest Shizuto Masunaga – terapeuta shiatsu i profesor psychologii w Tokio. Masunaga zintegrował elementy shiatsu i taoistyczne korzenie Tradycyjnej Medycyny Chińskiej z zachodnią psychologią i fizjologią oraz podstawowymi elementami buddyzmu zen.
We wschodniej medycynie szczególnie ważna jest profilaktyka zdrowia – stąd na pierwszym miejscu pojawiają się takie formy dbania o siebie, które uwzględniają człowieka jako jedność ciała i umysłu. Na liście takich praktyk znajdziemy na pewno jogę, qigong, tai chi, czy bardziej współczesne, takie jak pilates. Jeśli jednak z jakiegoś powodu, nie możemy korzystać z takich form ruchu lub pojawiają się dolegliwości, z którymi sami nie możemy sobie poradzić – warto zwrócić się po pomoc. Takim wsparciem może być masaż shiatsu, który wpływa nie tylko na fizyczną stronę ciała, ale również uwzględnia aspekt emocjonalny i duchowy.
Wg filozofii Wschodu wszystkie dolegliwości człowieka powodowane są niewłaściwym przepływem, niedoborem lub zastojem energii Qi (jap. Ki, sanskr. Prana) w organizmie. Qi to energia życiowa, witalność, która wypełnia wszystko, co żywe i łączy nas z otaczającą naturą. Powodem takiego zastoju mogą być np. urazy, kontuzje, czy ograniczona ruchomość – coś co powoduje, że energia przestaje krążyć. Wykonując shiatsu przywracamy harmonię w ciele i odblokowujemy kanały energetyczne – meridiany, którymi przepływa Qi. Wyróżniamy 12 kanałów energetycznych, które odpowiadają poszczególnym organom, pracując na danym kanale równoważymy przyporządkowany mu narząd.
Kiedy wybrać się na masaż i jak się przygotować?
Shiatsu na pewno polubią ci, którzy lubią czuć się komfortowo i bezpiecznie. Dużą zaletą, masażu jest to, że jest wykonywany w ubraniu, co daje większe poczucie wygody i ciepła. Osoba masowana leży na specjalnej macie (jap. futon) rozłożonej na podłodze, dzięki temu masujący ma lepszy dostęp ze wszystkich stron i możliwość nacisku przy użyciu ciężaru ciała, wykonywanym za pomocą rąk, kciuków, dłoni, łokci i kolan. Stabilne podłoże daje dużo większe poczucie bezpieczeństwa i uziemienia, sprawia, że jest nam łatwiej rozluźnić się i poddać zabiegowi. Z masażu chętnie korzystają również dzieci i osoby starsze – nie ma tu ograniczeń wiekowych. Na masaż wystarczy zabrać wygodny strój na zmianę, skarpetki oraz pamiętaj, by ostatni posiłek zjeść nie później niż godzinę przed masażem.
Shiatsu wsparciem jogi
Masaż jest doskonałym uzupełnieniem i wspiera praktykę jogi, szczególnie w momentach, kiedy czujesz duży spadek energii, masz zmęczone, obolałe ciało, gdy cierpisz z powodu problemów trawiennych (wzdęcia, refluks, zespół jelita drażliwego) lub masz bolesne menstruacje.
Z moich doświadczeń wynika, że największą jego zaletą jest to, że wyjątkowo działa na układ nerwowy – pozwala przełączyć się na jego część przywspółczulną, tę odpowiadającą za stan głębokiej relaksacji. Dlatego idealnie sprawdza się przy bólach i napięciach wywołanych stresem, przewlekłym zmęczeniu, bezsenności. Jednym z najczęściej pojawiających się komentarzy po zabiegu jest poczucie odpuszczenia, uwolnienia napięć, lekkości w ciele, wyjątkowej regeneracji i zaskoczenia efektem działania. Z radością czytam wiadomości otrzymane następnego dnia po masażu z informacją o tym, że ktoś spał smacznie wiele godzin, czy pozbył się uciążliwego bólu.
Czy wiesz, że wykonując niektóre asany wpływasz tym samym na meridiany korespondujące z narządami wewnętrznymi? Np. w pozycji badhakonasany rozciągasz kanał wątroby, który znajduje się na wewnętrznej stronie ud, w pozycji parśvakonasany stymulujesz kanał woreczka żółciowego, biegnącego wzdłuż boku ciała, przy niemal wszystkich skłonach wpływasz na pęcherz moczowy, którego meridian znajduje się tuż przy kręgosłupie i na tyłach nóg. Natomiast otwierając przód ciała w pozycji psa z głową w górze pracujesz na kanale śledziony i żołądka. Praktyka z taką wiedzą nabiera zupełnie innego wymiaru i staje się dodatkową motywacją do dbania o zdrowie.
Kiedy zachować szczególną ostrożność lub zrezygnować z masażu?
Przeciwwskazaniem do wykonania masażu jest pierwszy trymestr ciąży, w kolejnych miesiącach możesz korzystać z masażu u wykwalifikowanych terapeutów, którzy wiedzą jak zniwelować dolegliwości ciążowe takie jak wymioty, bóle pleców, w bezpieczny sposób. Nie zaleca się stosowania masażu w czasie choroby, w tym nowotworu, przy osłabieniu organizmu – gorączce, grypie, podczas ostrych stanów zapalnych. Nie można stosować masażu przy osteoporozie (ze względu na podniesione ryzyko pęknięcia kości), zapaleniu żył, zakrzepicy, miażdżycy naczyń. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości – najlepiej przez zabiegiem skonsultuj się z terapeutą.
Dla zdrowia i urody
Masaż shiatsu jest znakomitą metodą wspierającą konwencjonalną terapię medyczną, pomaga radzić sobie z intensywnością codzienności, wzmacnia odporność, pomaga odzyskać energię i może być stosowany również jako oddzielny zabieg tylko na twarzy. Pracując z mięśniami twarzy wpływamy jednocześnie na ich optymalne napięcie, rozluźnianie, wzmacnianie, poprawienie ukrwienia, przepływ limfy, elastyczność. Polecam szczególnie, kiedy potrzebujesz pozbyć się zmęczenia i napięć na twarzy, w okolicy głowy, barków lub wtedy, gdy chcesz aby Twoja twarz wyglądała promiennie i świeżo, a oczy były pełne naturalnego blasku.
Artykuł opublikowany w magazynie Joga w marcu 2020 r.
Ta strona używa plików cookies aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Korzystając z tej strony, zgadzasz się na ich użycie. Szczegóły dot. przetwarzania danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.ZgodaPolityka prywatności